poniedziałek, 27 maja 2013

Pod górkę. (zaległy post)

Choć maj się jeszcze nie skończył to czuję w powietrzu powiew czerwca a myślami jestem we wrześniu-chcę już szkolne zajęcia.
Matura ustna z angielskiego to nie było takie hop-siup ale zdałam, z polskiego temat miałam bardzo łatwy, przyjemny i czułam się w nim jak rybka w wodzie ale nie przygotowałam się z niego i... zdałam. Owszem mogłam przygotować się do niego perfekcyjnie wykuć na blachę i powalić ich na kolana bo temat jest dla mnie jak chleb powszedni, ale podeszłam do tego trochę na luzie.

Po maturze zabrałam się za szycie. Kupiłam materiał SOFIA w IKEA i zabrałam się za poszukiwanie wykroju ukochanych wąskich spodni w tonie gazet. Oczywiście nowoczesna Burda oferuje niewiele wykrojów i w dodatku wiele rzeczy na jedno kopyto jak w sklepach. Żeby nie było że nie lubię nowych numerów, ale uważam że mogliby dać spodnie z normalnym albo wysokim stanem a nie tylko biodrówki, a rzeczy dla "plus size" mogłyby być niektóre również i dla tych drobnych. Miałam zamiar przerobić wykrój biodrówek jakoś, ale postanowiłam poszukać czegoś w starych wydaniach. I tak oto w Burda Moden ze stycznia 1980


znalazłam model 101 - wykrój idealny. Przerobiłam kieszenie i spodnie byłyby w sumie dziś gotowe gdyby nie fakt że nie każdy rozmiar 36 jest dobry na moje duże biodra - rozmiar 38. Na szczęście zostawiłam dość dużo dodatku krawieckiego dzięki czemu wystarczy rozpruć w kilku miejscach szewek... argh! to jest najgorsze co może być! prucie i zszywanie na nowo... No cóż. To mnie troszeczkę zniechęciło do dalszego szycia moich cud miód spodni (odpowiedź dlaczego te spodnie są takie boskie znajdziecie w następnym poście), ale to nie jest problem który wstrzymał pracę. Otóż pewnej pięknej nocy gdy ptaszęta cudnie ćwierkały, usłyszałam niepokojące dźwięki dochodzące z pod mojego biurka. Myślałam że to w rurach, u sąsiadów czy w szybie wentylacyjnym pomiędzy ścianami... Otóż nie. Biurko przymocowane do ściany pod ciężarem sprawiło że tynk osłabł i wykruszył się. Maszyna przestawiona, biurko na jednej nodze stoi ni to w powietrzu ni to wsparty na tym co zostało na ścianie... Na szczęście ukochana Mamusia udostępniła mi pół stołu. To jednak nie jedyne zmartwienie. Bluzka którą szyłam ostatnio nie wyszła mi taka jak chciałam, a materiał a dokładnie pościel z IKEA która była mi potrzebna do szycia została wycofana ze sprzedaży. Pewnie pytacie czemu szyłam z pościeli z IKEA... otóż wyjaśniam cały sekret tego materiału. Metr białej tkaniny kupiony w pasmanterii ma bardzo różne ceny. Z kolei kupując pościel z IKEA o wymiarach 150x200cm za około 7zł miałam dwa metry materiału (3,50 za 1metr!) Materiał ten miał tylko jedną małą wadę. był prześwitujący i zwiewny. Na całe szczęście miałam w domu trochę tej pościeli. Zaczęły z niej powstawać dwa twory (więcej w następnych notkach ;) ) Z reszty materiału SOFIA z IKEA powstaje torebka. Taka mała fikuśna, śmieszna, tylko brakuje zamka.

Póki co praca stanęła. Robota nie zając, a w sobotę byłam w Poznaniu w sprawach biznesowych na sushi i piwku. Drobny deszczyk uprzyjemnił pobyt szkoda tylko że było tak bardzo zimno.


Podczas przerw od projektów, maszyny, komputera i domowego obijania się i przy dobrej pogodzie wybrałam się parę razy na ogród mamy. Jeśli nie siedziałam i delektowałam się świeżym powietrzem to wyrywałam trawę która rozrasta się by ograniczyć rozrost kwiatów na rabatach lub pieliłam ziemię pod grządki czy ścieżynki. Podczas długiego weekendu majowego będąc z rodzinką na "Majówce w Botaniku" kupiłam rzadkie okazy lilii, mięty pieprzowej i rojniki, no i oczywiście musiałam kupić sobie coś cieszące moją kobiecą duszyczkę a mianowicie pojemną torebkę a la worek. Czymże byłaby kobieta gdyby nie kupiła sobie czegoś praktycznego, cieszącego oczy i duszę. A propos zakupów udało mi się upolować bardzo tanio co prawda niemodne już ale cieszące mą łakomą duszyczkę drobiazgi w postaci opaski spike i bransoletki z ćwieków, gdy wracałam z matury. <3

Oczywiście zdjęcia będą w niedalekiej przyszłości mam nadzieję a tym czasem... do następnej notatki ;)

Kabum!

Dziś w tę piękną majową niedzielę wraz z moją Mamusią obejrzałyśmy historię... bikini. Znacie tą historię? Dla mnie to niesamowita nowinka i duża dawka ciekawej historii odzieżownictwa, a także kobiet w Europie i USA na przełomie lat 1930-1970.
Czy wiecie że dwuczęściowe stroje kąpielowe powstały w USA na skutek oszczędności materiałów i cięć budżetowych?




Każda patriotka musiała nosić dwuczęściowy strój na znak miłości do ojczyzny. Wysokie majtki zasłaniały pępek a staniki były zabudowane.
Pomyślcie że ponad kilkanaście lat wcześniej przed zaistnieniem strojów dwuczęściowych były wymagane stroje kąpielowe jednoczęściowe przypominające sukienki które były bardzo rygorystycznie sprawdzane przez "policję plażową" chodzącą z miarą czy nie odsłaniają zbyt wiele.



Zbyt krótki i zbyt wiele odsłaniający strój kończył się wyrzuceniem z plaży, złą reputacją i plotkami. Jak na nasze czasy jest to nie do pomyślenia.
Ale wróćmy do historii bikini. Pewien inżynier samochodowy będąc na plaży zauważył, że kobiety ukradkiem rolują staniki i wysokie majtki by opalić więcej ciała. Ta obserwacja zaowocowała pomysłem by stworzyć nieco bardziej skąpy strój kąpielowy. Louis Réard postanowił zaprezentować strój 5 lipca 1946 roku na terenie publicznego basenu Piscine Molitor w Paryżu. Nazwa stroju kąpielowego wywodzi się od nazwy atolu Bikini gdzie były w tym czasie przeprowadzane próby jądrowe. Louis spodziewał się że reakcja na nowe zjawisko będzie efektem zbliżonym do wybuchu bomby atomowej dla konserwatywnego świata mody i stąd nazwa. Réard nie mogąc znaleźć modelki, która byłaby na tyle odważna, by ubrać niezwykle skąpe jak na ówczesne czasu bikini i ostatecznie wynajął do tego celu wodewilową tancerkę - Micheline Bernardini.

Bikini zostało bardzo dobrze przyjęte przez męską część publiczności ale wywołało równie wiele kontrowersji. W wielu krajach bikini zostało zakazane. Czemu? Ponieważ bardzo wielu ludzi w tych czasach uważało że odsłanianie pępka to coś niedopuszczalnego, intymnego jak druga wagina.
Po latach bikini powróciło z wielkim Bum! kiedy to Brigitte Bardot pojawiła się na Festiwalu Filmowym w Cannes w kwietniu 1953 roku ubrana w bikini. Dzięki temu młoda aktoreczka dostała się do środowiska celebrytów, a także bikini zostało zaakceptowane.

Od tam tego wydarzenia każda nastolatka chciała być jak Brigitte i nosić bikini.


Nie długo lato. w tym sezonie modne są stroje a la pin-up girls.
A Wy jakie stroje kąpielowe preferujecie? Skąpe trójkąciki, standardowe dwuczęściowe bikini, czy bardziej zabudowanie stroje z wysokimi majtkami czy jednoczęściowe stroje???


Źródło zdjęć: google

niedziela, 12 maja 2013

Maturalnie...

Witajcie na moim półmetku maturalnym. Nie, nie jestem rocznikiem maturzystów, jestem o kilka lat starsza i (WRESZCIE) ukończyłam średnią szkołę dla dorosłych. A od września robię dwa kierunki/fakultety (nie wiem jak to nazwać) które będą uzupełnieniem mojego zawodu. Już nie mogę się doczekać pierwszych zajęć... Ale wracając do matury. Te wszystkie lekcje przygotowujące, testy teściki, korepetycje, stres... To nie dla mnie. Szczerze z ręką na sercu przystąpiłam do matury bez przygotowania. Uznałam co będzie to będzie. Poza tym moje serce i myśli było gdzieś indziej i nie byłam w stanie myśleć o takiej błahostce jak matura. Pierwszy dzień czyli język polski. W pierwszej części miałam interesujący tekst o świecie zawartym w czterdziestu czterech zerach. W drugiej do wyboru "Przedwiośnie" lub porównanie "Gloria victis" i "Mazowsze". Poszło mi trochę marnie. Drugiego dnia była matematyka. Według mnie była bardzo prosta dla tych co się uczyli czyli nie dla mnie. To co umiałam zrobiłam dobrze a reszta jest kwestią ustrzelenia 15punktów i zaliczenia. Angielski trzeciego dnia jest totalną pomyłką. Uczyłam się angielskiego od około 14lat ciągle od początku, więc myślę że wolę pojechać do Anglii lub zapłacić kumplowi by mnie nauczył biegle posługiwać się tym językiem. Polska edukacjo języków obcych zgiń i przepadnij!
W nadchodzącym tygodniu mam ustny angielski i polski. Tu stresik jest raczej nieunikniony.
Podsumowując uważam że matura jest tylko dla tych którym bardzo zależy na dostaniu się na jakieś wymagające studia marzeń czyli nie dla mnie. Dla takich nie wymagających ludzi to według mnie na dzień dzisiejszy pikuś (zobaczymy jakie będzie moje zdanie na temat matury gdy dowiem się ile uzyskałam punktów z poszczególnych przedmiotów). Po co straszenie i szopki odstawiane z pytaniem "Uczycie się do matury czy jeszcze nie zaczęliście?" czy straszenie ludzi "Nie zdasz!" Nie zdam to nie zdam. Jest to darmowe i za rok mogę poprawiać więc nie muszę niszczyć sobie życia ucząc się rok albo dwa na przód zwłaszcza że potrzebuję tylko minimum czyli usłyszenia "Zaliczyła Pani wszystkie przedmioty!" Największy stres wywołują u mnie jednak ustne egzaminy maturalne oraz egzaminy rekrutacyjne na wymarzone studia.

Teraz lepsza część posta ;)
Na maturę trzeba było się ubrać jak to mawia moja mama "odświętnie", więc postanowiłam założyć obcasiki, białą męską koszulę i spodnie z kancikiem. (Niestety jak zwykle tu powstaje wieeelki żal, że nie posiadam aparatu i zdjęć. no cóż musimy przeżyć.) Tak mi się spodobał mój wygląd w tej koszuli i spodniach że dodałam koszule jako obowiązkowy element szafy.
Dla tych którzy umieją patrzeć oczami wyobraźni: Krótkie białe włosy z grzywką na prawą stronę, niewymalowana, długie rzęsy, koszula lekko rozpięta i pozostawiona na wierzchu-nie wpuszczona w spodnie, długie proste spodnie z kancikiem i niskie obcasy. Do tego ręce w kieszeniach i luzik. Mi się to skojarzyło zaraz z stereotypową lesbijką ale to pewnie wina mojego spaczonego umysłu.

W ostatniej części postu...
Kombinuję nad projektami i sesjami zdjęciowymi. Nie wiem od czego zacząć... Rośnie wciąż ilość pomysłów do uszycia ale muszę zarobić najpierw na materiały (a setka materiałów w domu... no cóż.). Z chęcią coś komuś uszyję - ktoś chętny?
Zapraszam do przeglądania moich stron, fanpage'a i do współpracy.

Coś bym jeszcze popisała ale nie będę Was zamęczać reklamami swoich stron i zaprzyjaźnionych artystów :P

środa, 1 maja 2013

Liebster Blog Awards!

Jako wierny pies po upadku w błoto czas wstać i otrzepać się po takim ciosie. Może jutro wyjdzie piękne słońce i miłość rozkwitnie na nowo.... Kto wie...

A tymczasem.
Zamierzałam coś ciekawego wrzucić, ale dziś jednak zamieszczę post trochę taki wg mnie rozrywkowo-zabawowy, ponieważ zostałam nominowana przez Sylwię vel Vammpi. Oczywiście bardzo dziękuję za uznanie :)



"Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera w ramach lepszego poznania się i uznania za dobrze wykonaną pracę na blogu. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób i zadaje im swoje 11 pytań. Nie wolno nominować osoby, od której dostało się wyróżnienie."

Oto moje odpowiedzi na zadane mi pytania:
1. Jaka jest Twoja ulubiona książką?
Siewca Wiatru Kossakowskiej.
2. Ile razy dziennie sprawdzasz maila?
Co najmniej dwa razy dziennie.
3. Możesz zamieszkać w całkowicie innym świecie, miejscu, krainie - co wybierasz?
Ohoho... Najtrudniejsze z pytań. Bardzo ciężko powiedzieć. Najchętniej zmieszałabym wiele światów ze sobą. Kocham moje rodzinne miasto, ale i naturę tak bardzo że gdyby wymagałoby tego życie żyłabym niczym mieszkanka lasu żywiąca się owocami, ziołami i mięsem upieczonym w ognisku. Z innej strony z chęcią przywdziałabym suknie....
4. Zbiór opowiadań czy powieść?
Powieść.
5. Masz smartfona (jak nie masz to załóżmy, że masz). Nadal wysyłasz smsy i dzwonisz, czy komunikujesz się wyłącznie przez fejsa/skype/gadu?
Jeszcze jestem na etapie "wolę smsy" (choć nie mam numeru do wszystkich ludzi których numer chciałabym mieć xD) ale przez rozmowność moich znajomych "pogaduszki na fejsie" są lepsze.
6. Gdybyś mógł(mogła): władać wszystkimi językami świata lub sprawić, że wszyscy ludzie zaczną władać jednym - co byś wybrał(a)?
Wolałabym znać wiele języków. Wiele z języków jest pięknych i urzekających więc po co upraszczać życie jednym językiem dla wszystkich? :P
7. Jakie wampiry preferujesz: w stylu Lestata, eleganckie, mroczne; bezwzględne bestie z dawnych legend i podań; słodkie i błyszczące niczym Edward; futurystyczne jak w filmach "Underworld" lub "Daybreakers"?
Co to za pytanie?! Oczywiście że wampiry a la Lestat!
8. Brzydzisz się krwi, jest Ci neutralna, czy wręcz ją lubisz?
Uwielbiam krew. Jej kolor najbardziej.
9. Ile lat chciał(a)byś żyć.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Fajnie by było dożyć ciekawych wydarzeń w dziejach historii czy ewolucji, ale nie chciałabym cierpieć przykuta do maszyn czy urządzeń na pół martwa niczym roślinka, a także nie chciałabym sprawiać problemów bliskim. Dopóki będę "mobilna" bezproblemowa i z kimś kto byłby mi rodziną to z chęcią dożyję i setki.
10. Konwent czy koncert?
 Oczywiście że konwent!
11. Zyskujesz moc, która sprawia, że spotykasz i zaprzyjaźniasz się z "gwiazdami i sławami świata". Jest jedno ograniczenie. Możesz wybrać: aktorów, muzyków, pisarzy, malarzy. Na którą kategorię się zdecydujesz i dlaczego?
Argh. Ciężkie to pytanie, ale myślę że malarzy. Z doświadczenia wiem że malarz zwłaszcza tradycjonalista odpędza sen z powiek by spłodzić swe kolejne dziecię małe czy duże. Uwielbiam patrzeć jak oprócz kolorów, nakłada on na płótna swe emocje czy historie. Oprócz ostrych machnięć pędzlem widzę pragnienia, ból, łzy, wspomnienia. Dobry malarz zdradza na płótnie rąbek swej tajemnicy życia, poza tym jego prace można odczytywać na sto sposobów i za każdym razem widzi się w nich co innego. Czasem nawet siebie samego.

Uff! Przebrnęłam przez 11 pytań! Nie pominęłam niczego? Dziękuję jeszcze raz za nominację i pozdrawiam!
Wybaczcie że nikogo nie nominuję ale osoby których blogi obserwuję nie bawią się w gierki blogowe :( chyba że o czymś nie wiem. 
Piszcie, komentujcie, proście o pytania a będą Wam dane ;)

W ramach rekompensaty podlinkuje strony warte odwiedzenia :)
2. pisarka - Sylwia Błach - fanpejdż (przy okazji zapraszam do codziennego wsparcia Sylwii w konkursie Wybory Miss Polski na wózkach - Głosuj na Sylwię "VamppiV" Błach!!!